Przedwczesna przyjaźń
Bardzo serdecznie radzę: nie postępujcie tak, by Was nakłoniono do wymuszonej, przedwczesnej „przyjaźni”. Miałem niedawno okazję wysłuchać opowieści pewnego pana, który, jak powiada, wypił na służbowym koktajlu „o dwa drinki za dużo”. Wskutek tego przekonał się, że w ojczyźnie obyczaje robią się odmienne wyprowadzono go za drzwi, a towarzyszyły temu surowe spojrzenia zebranych (dawniej bywało, że można było urządzić sobie nawet zawody, kto więcej alkoholu wytrzyma). Ta opowieść bywalca służbowych salonów potwierdza moje obserwacje: ludzie przestają otaczać pijanych życzliwością. Wystarczyło, że skutki użycia alkoholu dawały się zauważyć, by potraktowano go surowo. W obecnych środowiskach pracy jest wiele dobrego i złego. Trzeba się z tym liczyć, choć rzeczywistość przynosi różne zaskoczenia. Słyszy się szczególnie uporczywe narzekania, że biznesmeni „najnowszego wypieku” lubią się zachowywać jak łaskawi dobrodzieje. Przejawia się to np. w dość oryginalnie dobieranych pomysłach „zbratania”: przechodzenie ni stąd, ni zowąd na ty, by za chwilę, gdy coś się nie podoba, odstąpić od tej nieuprawnionej przecież serdeczności. Często owe przyjacielskie gesty łączą się z równie obraźliwym wydawaniem poleceń a to, żeby podać przedmiot leżący o pół metra dalej, a to, żeby skoczyć do sklepu, bo goniec gdzieś przepadł.