Rozmowa podczas jedzenia
Dlaczego to istotne? Otóż owo naganianie do jedzenia powoduje chaos w rozmowie, bo wszyscy są wciągani w owe operacje i koncentruje się uwagę tylko wokół rodzaju sałatki. W pewnym sensie lepiej za mało niż za dużo jedzenia. W praktyce pewnie to właśnie będzie w sam raz. W sukurs zakończeniu tej wymuszonej działalności przychodzi rozpowszechnienie się przyjęć na stojąco (raczej nie w warunkach domowych) i bufetów szwedzkich obserwowanych przy okazji wyjazdów, a otwierających gościom szansę samodzielnego decydowania, co i kiedy będą jedli. Bardzo często w warunkach ciasnoty domowej obserwuje się coś pośredniego: goście w zasadzie siedzą, ale w miarę ochoty korzystają z zimnego bufetu, napełniają talerzyki i ewentualnie wracają na stare miejsce. Ten układ daje poczucie sympatycznej prostoty. Naturalnie pociąga to za sobą konieczność zmian w menu, i to nie tylko polegających na rezygnacji z trudnych do serwowania dań gorących. Również dania zimne, rozmieszczane przez gości na talerzykach, trzeba nieco inaczej skomponować. Nie ma miejsca na duże piaty szynki, na piramidy dodatków piętrzące się na kanapkach (chyba że chcemy mieć to na dywanie). Muszą to być porcje niewielkie, typu na „raz na widelec”. Co nie znaczy, że bierze się tylko jedną taką porcję każdy ma tu wolną rękę.