Udawanie kogoś, kim się nie jest
Wielu z nas (tak, z nas) stara się udawać kogoś, kim nie jest. Nieśmiały udaje Casanovę, inwalida alpinistę, szara myszka gwiazdę filmową, a nawet uczeń dorosłego. Najczęściej demonstruje się zamożność i jest to najbardziej żałosne. Występuje to bardzo często przy jedzeniu, bo wtedy wszyscy są i patrzą. Wydaje im się zatem, że grymasząc i narzekając na jakość jedzenia, wpoją innym przekonanie o swojej przynależności do kasty bogaczy, którzy na byle co się nie zgodzą i byle co im nie zaimponuje. Taka demonstracja na ogól tylko umacnia innych w podejrzeniu, że właśnie ci ludzie trapieni są w domu przez niedostatek. Żeby chociaż zostawiali to dla siebie, a nie komunikowali wszystkim! Nie. Wiele osób demonstruje gestem, miną, szyderczym śmiechem pogardę dla miejscowej kultury, wierzeń, zwyczajów, o których nie mają zielonego pojęcia. Chętnie pouczaliby Hindusów, że ich bogowie wcale na szacunek nie zasługują, tyle tylko, że powstrzymują ich trudności językowe. To znaczy ci prości Hindusi nie nauczyli się polskiego. To ważna sprawa. Wielu Polaków, gdy tylko minie granicę, wnioskuje, że tu nie może być nikogo rozumiejącego ich uwagi toteż używają sobie! Nieraz wysłuchiwałem wulgarnych uwag o przechodniach, o kobietach, o kraju, w którym ci turyści się znaleźli… Robi się z tego głupią zabawę, nie myśląc, albo ściślej nie wiedząc, że znający język polski są wszędzie: spotkałem ich na wyspie Curaęao (Antyle Holenderskie) i w Armenii (wielu!), w Chile, Peru i Kolumbii. Na ulicach, nie w ambasadach! Czyli są to ludzie, którzy wybrali te kraje na swoją ojczyznę, a teraz słuchają prostackich na nią wydziwiań. Pamiętajcie o tym!