W wielkich miastach
W wielkich miastach (konkretnie myślę o Warszawie) upowszechnia się sposób obdarowywania prezentami skopiowany z Ameryki. Sklepy zainteresowane przechwyceniem obrotów związanych z weselami drukują standardowe listy prezentów ślubnych, a narzeczeni zaznaczają, co z tego chcieliby dostać. Teraz kandydaci na ofiarodawców udają się pod wskazany adres i załatwiają sprawę. Bywa, że sklep (dotyczy to raczej domów towarowych) gromadzi oferowane przedmioty w wyznaczonym miejscu, by każdy mógł je obejrzeć. Korci, by przy tej okazji opowiedzieć o niektórych zwyczajach i przesądach weselnych, choć są one na wymarciu. Czasem ktoś z gości, szczególnie starszego pokolenia, zawyrokuje: ślub dobrze rokuje tylko w miesiącu, który ma w środku literę „r”. Albo kto uwierzy, że gdy obrączka upadnie na ziemię w czasie ceremonii w kościele, to podnieść ją bezpiecznie może tylko ksiądz? Z dawnych obyczajów mają szansę tylko te, które można dowcipnie skomentować, albo które są widowiskowe, jak np. okrzyki „gorzko” lub wnoszenie panny młodej przez próg na rękach.